Zrobiłam sobie wolne od bycia w Toruniu i przyjechałam na kilka dni do mojego rodzinnego miasta. Pomyślałam, że to idealna okazja do zrobienia czegoś pysznego. Dzisiaj padło na czekoladowe całuski z mascarpone, w którym zakochałam się przy okazji robienia ostatniego brownie, na którego przepis znajdziesz TUTAJ :)
A jak tam Twoje relacja z mascarpone? Lubicie się, czy raczej za nim nie przepadasz? Jestem tego bardzo ciekawa.
Przepis na całuski czekoladowe z kremem mascarpone
Składniki:
Ciasteczka:
- 1 i 3/4 szklanki pszennej;
- 1 żółtko;
- 1/2 szklanki cukru;
- 1 kostka schłodzonego masła;
- 100 g gorzkiej czekolady;
Krem:
- 250 g serka mascarpone;
- 150 g białej czekolady (półtora tabliczki).
Przygotowanie:
Ciasteczka:
- Gorzką czekoladę roztop w kąpieli wodnej i lekko wystudź.
- Posiekaj masło i dodaj przesianą mąkę, cukier, żółtko i wystudzoną czekoladę.
- Szybko zagnieć ciasto, zawiń je folią spożywczą i włóż do lodówki na ok. 1 godzinę.
- Po godzinie ciasto rozwałkuj i wykrój małe kółka (wszystkie tej samej wielkości).
- Ułóż je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wstaw do piekarnika rozgrzanego do 180 st. C na ok. 10 minut.
- Po wyciągnięciu z piekarnika, ciastka wystudź.
Krem:
- Białą czekoladę roztop w kąpieli wodnej, a gdy wystygnie zmiksuj z serkiem mascarpone.
Całość:
- Na połowę upieczonych ciasteczek wyłóż krem i przykryj je pozostałymi ciastkami.
- Lekko dociśnij i włóż do lodówki na 2-3 godziny.
Muszę szczerze powiedzieć, że gdy zaczęłam zagniatać ciasto miałam pewne wątpliwości co do tego, czy wyjdzie tak jak należy. Potem, gdy już wyciągnęłam z lodówki i zaczęłam wałkować było tylko gorzej. Bardzo się łamało, przyklejało do wałka i deski, mimo że posypałam wszystko mąką. Wtedy powiedziałam sobie, że muszę ochłonąć, bo moje zdenerwowanie nie polepszy tej sytuacji. Odłożyłam wszystko na chwilę, ciasto przestało być twarde i znacznie lepiej ze mną współpracowało :)
Potem przyszła pora na pieczenie, a wraz z nią powróciły wątpliwości. Wyciągając ciastka po 10 minutach zauważyłam, że są jeszcze niedobre, więc wstawiłam je jeszcze na 10-12 minut. Gdy wyjęłam je po tym czasie, było zdecydowanie lepiej, ale większość się pokruszyła i połamała (niewiele brakowało, bym je wywaliła do śmieci, ale pomyślałam, że można zrobić z nich coś smacznego i tak powstał deser, który znajdziecie na Weel Atelier). Na szczęście inne partie były grubsze i nie kruszyły się tak bardzo :)
Pomimo wielu niepowodzeń, ciasteczka wyszły smaczne, a ich smak trochę podchodzi orzechem.
Mam nadzieję, że przepis Ci się spodobał i przygotujesz go z większym spokojem niż ja :)
Do zobaczenia! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz